Janina Romanowska była Jasią, i pozostanie, dla kolegów, znajomych i przyjaciół. Na Dolny Śląsk trafiła z historycznej Galicji. Urodziła się 11 września 1937 r. w powiecie bocheńskim, w miejscowości Proszówki. Tam ukończyła szkołę podstawową, a następnie Liceum Pedagogiczne w Bochni. Był to czas, kiedy obowiązywały, nieznane współcześnie nakazy pracy, które pozwalały ówczesnym władzom na zasilanie tzw. Ziem Odzyskanych polską inteligencją, a głównie nauczycielami (ludność niemiecką wysiedlono, a niemieccy nauczyciele z pewnością nie spełniliby w Polsce właściwej roli). I z takim nakazem pracy Jasia pojawiła się najpierw na ziemi lubuskiej – w Wicinie, a następnie w Jasieniu – jako nauczycielka nauczania początkowego i historii.

 Rok 1958 to ważna cezura w życiu Jasi i całej rodziny. Wyszła za mąż za Jerzego Romanowskiego i razem przenieśli się do Wojcieszowa Dolnego. Jej „Jureczek” uczył matematyki, a Jasia geografii, co niemal obligowało Ją do organizowania np. obozów wędrownych. Praca i działalność nauczycielskiej rodziny Romanowskich zwróciła uwagę powiatowych władz oświatowych. Jerzy został podinspektorem, a Jasia nauczycielką Szkoły Podstawowej nr 2 w Złotoryi (późnej w ZSO).  

Dobry nauczyciel musi się stale dokształcać i podnosić swoje kwalifikacje. Jasia do takich należała. Ukończyła w Jeleniej Górze Studium Nauczycielskie na kierunku filologia polska (1966), a na Uniwersytecie Wrocławskim z wyróżnieniem zdobyła magisterium (1977). W tym czasie pełniła już inne ważne funkcje: kierownika Szkoły Podstawowej dla Pracujących (1969–72), metodyka języka polskiego (1972–74), wicedyrektora w ZSO (1974 –87). Pełnienie tych funkcji ułatwiło ukończenie studiów podyplomowych w zakresie organizacji i zarządzania oświatą (1985). Jako zastępcy dyrektora do spraw wychowawczych przypadł jej trudny obowiązek. Obowiązywała rejonizacja, a oświatowo Złotoryja podzielona była na 3 rejony: między SP–1, SP–2 i SP–3, a z nich „dwójce” przypadł rejon najtrudniejszy wychowawczo i społecznie, tzw. „dolna” Złotoryja (to generalna ocena, przypadki indywidualne mogły być inne). 

Praca pedagogiczna oraz kierowanie placówką przyniosły wysoce pozytywne efekty, zarówno w wymiarze indywidualnym poszczególnych uczniów, jak i instytucjonalnym. Nie każda placówka potrafiła traktować kontakty ze szkołami z NRD bez ksenofobii i nawiązać koleżeńskie kontakty między uczniami i nauczycielami (np. ze szkołą Schmölln). Nie każdej szkole w Polsce centralne władze oświatowo – sportowe zdecydowały się powierzyć imprezę o randze Mistrzostw Polski (MP Juniorów w piłce ręcznej, 1976). Współpracowała jako członek ZNP z wydziałem oświaty, ZNP i klubem ZNP w organizowaniu spotkań popularnonaukowych dotyczących głównie języka polskiego, m.in. z prof. Miodkiem lub Nieckulą. Jasia była perfekcjonistką. Powoływała się często na Janusza Korczaka, który uważał, że błąd w tekście „to jak brzydka tłusta plama na fotografii matki”. 

Równolegle Jasia z Jurkiem razem odnieśli chyba swój największy sukces mierzony osiągnięciami swoich dzieci. Autor osobiście doświadczył, co znaczy „dać” wyższe wykształcenie dzieciom z dwóch lichych pensyjek nauczycielskich – Romanowskim to się udało: Roman, Jacek i Agnieszka takie wykształcenie zdobyli.  

Formalnie Jasia przeszła na emeryturę w roku 1987. Formalnie, bowiem kontynuowała pracę pedagogiczną w Zasadniczej Szkole Zawodowej dla Pracujących przy ZZDZ, a także Dwujęzycznym Gimnazjum Społecznym i Społecznej Szkole Podstawowej. W złotoryjskim systemie oświatowym szczególnie te dwie ostatnie placówki stanowiły wysokiej jakości wartość dodaną do czego w bardzo dużym stopniu przyczyniła się także Jasia. I żal, że kierownikom tych placówek nie stało rzetelności co Jasi, a kierując się bardzo niskimi pobudkami doprowadzili je do upadku.

Od roku 1994 Jasia niemal codziennie umawiała się z Jej „Jureczkiem” na randki na ul. Cmentarnej (to Jej określenie). Tych dwoje uczuciowo było mocno związanych od dziesięcioleci, ale 22 grudnia 2021 r. o godz. 17:15 „Jureczek” nie pozwolił już Jasi odejść od siebie, więc odeszła od nas do niego. I teraz także fizycznie są znowu ze sobą razem. Wnuk Jasi i Jurka cytował w słowie pożegnalnym piękny i wzruszający list Jurka do Jasi. Tym razem Jurek nie pisał, lecz „przywołał” Jasię do siebie na wieczną randkę.

Jasia należała do tych polonistek, do których najczęściej zwracałem się z prośbą o krytyczne spojrzenie na moje teksty. Nigdy nie odmówiła. Ostatni tekst dotyczył „złotoryjskich dzwonów” oraz wspomnienia o V. Trozendorfie (jesień tego roku). Ostatnia moja prośba (10 dni przed Jej odejściem) – telefon: „Jasiu roznoszę informację o Mszy św. w intencji zmarłych z Chóru ZNP przy PDK oraz Bacalarusa. W Domu Nauczyciela dotyczy to pięciu osób, a zapomniałem numerów mieszkań – czy ty mogłabyś im to doręczyć?”. „Tak, ale nie wiem, czy będę w stanie, czuję się słabo i na 16:00 jestem umówiona z lekarzem”. „Jeżeli nie dasz rady to trudno...”. Dała radę! Ale niestety nie dała rady chorobie (niech młodzi się nie dziwią, że osiemdziesięciolatki biorą się za takie sprawy; my takich mamy!). To była nasza ostatnia rozmowa (chyba 10 XII ok. 15:30).

Stanisław Sołtysik, który przez wiele lat współkierował z Jasią „Dwójką” potrafił znaleźć trafne słowa pożegnalne. Wymienił Jej ziemskie oznaki uznania: m.in. Złoty Krzyż Zasługi, Złotą Odznakę ZNP, nagrody MOiW, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.  Nie wiem, czy mnie się udało jako Jej kolega, przyjaciel. A także zwierzchnik w imieniu tych, dla których Jasia była przyjaciółką oraz pryncypialną dyrektorką o twardym kręgosłupie moralnym, ale też wielkiej empatii. Jeżeli zrobiłem korczakowską „tłustą plamę” na Twoim wizerunku – to przepraszam. Wszyscy dziękujemy Ci serdecznie. Cześć Twojej pamięci – w nas będzie ona trwała. 

Alfred Michler 
Inspektor oświaty 1984–90