W historii lokalnej, regionalnej, powszechnej interesuje mnie przede wszystkim człowiek i jego działanie. Każdy człowiek jest oryginalną osobowością i zasługuje na zainteresowanie. Ale niektórzy ograniczają i zawężają swoją aktywność wyłącznie do kręgu rodzinnego. I jeśli czynią to dobrze, jest to bardzo cenne. Ale jest wiele osób, które niezależnie od swoich pozytywnie pełnionych ról rodzinnych, potrafią dodać oddanie się sprawom społecznym. I takie postacie staram się ukazywać lub przypominać czytelnikom. W takim trybie („bez trybu” może w Polsce występować tylko naczelnik naszego państwa) pragnę przypomnieć jubilatkę, nową osiemdziesięciolatkę.

OD TARNOWA DO ZŁOTORYI czyli od Tereni Pleśnarównej do Teresy Borys

TARNÓW

Terenia Pleśnar przyszła na świat w historycznej Galicji, w Tarnowie, w dniu 19 stycznia 1942 roku, w rodzinie inteligenckiej. Nim trafiła do historycznej Złotoryi – pierwszego miasta na prawie magdeburskim (1211 r.) upłynęło prawie ćwierć wieku. Może dobrze będzie przypomnieć, że Tarnów, uważany za niemal starożytny, prawa miejskie uzyskał dopiero w roku 1332. Następnym przystankiem była szczególnie miła mojemu sercu Opolszczyzna, a konkretnie …

PACZKÓW

Do tego czasu mała Terenia miała więc szczęście do historycznych miejscowości, bowiem Paczków to polskie Carcassone. Matka była nauczycielką, brat Adam – licealistą, a Terenia rozpoczęła szkolną edukację już jako sześciolatka (1948). Przysłowiowym języczkiem u wagi w rodzinie okazał się wówczas brat Adam – bardzo zdolny o niespokojnej i niepokornej naturze (sporo z tych cech miała również jego siostrzyczka). Był to w oświacie czas walki z krzyżami (lub o krzyże) w polskiej szkole. Adam stanął na czele grupy kolegów i założył „Krucjatę”, i przynosili do szkoły wiklinowe krzyże – skoro nie można było innych. Władzy było tego za wiele – buntownika usunięto ze szkoły, a także matkę nauczycielkę, bo takiego wychowała. Rodzina znalazła miejsce w ówczesnym woj. rzeszowskim, w Rozwadowie. Tam Terenia ukończyła podstawówkę, a liceum w Stalowej Woli, natomiast studia polonistyczne na Uniwersytecie Wrocławskim. Tu już blisko była …

ZŁOTORYJA

do której trafiła jako stypendystka Prezydium Powiatowej Rady Narodowej. Wydział Oświaty (insp. K. Styś) skierował ją do nowootwartej Tysiąclatki – do „Trójki”, gdzie oprócz nauczania języka polskiego zlecono jej tworzenie fundamentów biblioteki szkolnej. Po roku jest jednak poza Złotoryją i uczy w szkołach ponadpodstawowych we Wrocławiu oraz Jaworznie (1965-71). W Złotoryi nadal pozostaje, nieświadomy jeszcze swoich dalszych losów student AGH w Krakowie – Aleksander Borys. Ale już zupełnie świadomie Aleksander i Teresa połączyli swoje losy węzłem małżeńskim (1968). I w roku 1971 już oboje: mgr filologii polskiej i mgr inż. są w Złotoryi (1971). Trudno pisać o osobie, w której życiorysie nie da się znaleźć „usterek” (Pegasusa w Polsce jeszcze nie stosowano!) – same „plusy dodatnie”. Ani nie była członkiem żadnej partii, później nie przystała do „Solidarności” i tkwiła dalej w ZNP … No trudno!

„Jedynka”

Po powrocie do Złotoryi przez rok pracowała jako nauczycielka języka polskiego w SP nr 1, jednak insp. J. Górzański organizując Bibliotekę Pedagogiczną znał jej wcześniejszą pracę w „Trójce” i bez wahania powierzył stanowisko dyrektorki młodej, utalentowanej Teresie Borys.

Biblioteka Pedagogiczna

A więc od roku 1972 jest dyrektorem tej komórki, jeszcze na razie w gmachu „Jedynki”, a od roku 1976 w Domu Nauczyciela „Bacalarus”. W ówczesnym złotoryjskim systemie oświaty właśnie BP, ZNP (z klubem) i Wydział Oświaty stanowiła jeden z trzech czynników decydujących o stanie i poziomie oświaty. Niech mi będzie wolno sformułować ocenę i wyrazić pogląd, że nigdy przedtem, ani po Teresie nasza BP nie odgrywała tak istotnej roli: była w niej kompetentna i pracowita kadra żywo tworząca (a nie tylko reaktywnie działająca) na potrzeby środowiska. Były w niej wszystkie nowości wydawnicze! Kiedy Teresa kończyła dyrektorowanie zbiory osiągnęły prawie 40 tys. woluminów, a bibliotekę odwiedzali studenci niemal z całej Polski!

Związek Nauczycielstwa Polskiego

Potrafiła łączyć pracę zawodową z działalnością społeczną – szeroki, intensywny i efektywny jej okres przypada na działalność w ZNP. Związkowcem była od początku swojej pracy zawodowej i pozostała nim do dziś – już 58 lat. Pełniła w nim różne funkcje (wiceprezes i prezes Ogniska, członek Rady Zakładowej i jej wiceprezes i prezes), a kiedy po przełomie zniknęły wybory z tzw. klucza, które dotąd faworyzowały „ludzi z Zagłębia Miedziowego”, Teresa jako pierwsza ze Złotoryi została wybrana do ZG ZNP (1981-1986). Teresa była krytyczna, ale nie krytykancka i malkontencka, obiektywna w sądach i osądach. W czasie związkowego przesilenia (jesień 1980), kiedy ja byłem prezesem ZO, a Teresa wiceprezesem odbyliśmy wiele wspólnych, lub w szerszym gronie rozmów. Nikt z nauczycieli nie pozostawał obojętny i był bez rozterek. Dzień nauczyciela w roku 1980 przebiegał w mocno rozdygotanej atmosferze. W siedzibie ZNP odwiedziło mnie 5. nauczycieli szkoły wiodącej w ruchu solidarnościowym. „Rozmowa” z ich strony była frontalnym atakiem politycznymi argumentami ogólnopaństwowymi, ale skierowanymi ad personam – we mnie. Odrzuciłem więc propozycję indywidualnego i grupowego wstąpienia do „S”, też używając mało eleganckiego zwrotu: „Należę już do jednej partii i do innej nie zamierzam już wstępować”. W tym momencie weszła Teresa, więc powtórzyłem jej przebieg tej „rozmowy”, komentując: „Po tym, co usłyszałem, to zostanę w ZNP, nawet gdybym miał pozostać sam”. Teresa celnie i jasno zaripostowała: „Nie zostaniesz sam”.

Towarzystwo Miłośników Ziemi Złotoryjskiej

We wrześniu 1987 roku odbyły się zebrania organizacyjne TMZZ (17 IX ostateczne). Teresa należała do członków założycieli. Następnie wszystkie ważne działania stowarzyszenia odbywały się z jej aktywnym i twórczym udziałem (np. sesje popularnonaukowe, zloty pionierów złotoryjskiej oświaty, akcje wydawnicze itd.). Uczyniła coś jeszcze, co zdziwi może nawet „wykopaliskowych” członków – namówiła i wprowadziła do TMZZ męża Aleksandra; tego samego, który w roku 1990 zastąpił mnie na stanowisku prezesa i długo oraz efektywnie sterował stowarzyszeniem.

Wydział Oświaty i Wychowania

Istnieje przekonanie, że dobrego nauczyciela, który świetnie sprawdza się w klasie nie należy sadowić za biurkiem dyrektorskim. To uproszczenie, ale w dużym stopniu słuszne. Teresa wspaniale sprawdzała się w najważniejszej pracowni, jaką jest biblioteka. Wiedziałem o tym, ale jednak kiedy w roku 1988 nastąpiło administracyjne połączenie miasta z gminą i w wydziale oświaty wystąpił vacat na stanowisku zastępcy inspektora, nie miałem wątpliwości, kto powinien go zająć. Byłem bowiem szefem, który nie chciał – jak wielu „mieć głupszych od siebie”, lecz mądrzejszych. Teresa w imię dobrej sprawy zgodziła się, choć trafiła na trudniejsze warunki pracy. Ale dzięki temu ruszyło na wsiach wiele świetlic, a niektóre do dziś utrzymały sznyt „Pani Teresy”. A w Złotoryi np. ruszyły Dni Złotoryi, rozpoczął się remont Wielkiej Wieży Kościoła NNMP. Kiedy w roku 1990 na fali przemian zlikwidowano wydziały oświaty wróciła do BP na stanowisko bibliotekarza i z tego stanowiska odeszła na emeryturę (1994).

Chór Nauczycielki „Bacalarus”

Ten zespół stanowił (bo dziś zawiesił działalność) wielką wartość kulturalną Złotoryi; przez 35 lat faktyczny jej ambasador w Polsce i Europie. Kiedy znajomym w Polsce rozsyłałem nasze płyty z kolędami otrzymywałem takie telefony: „Jak was słucham to aż mnie ciarki przechodzą” albo „Nie rozróżniam czy to wy śpiewacie czy Mazowsze”. Bardzo to miłe, czy wróci?

Decyzję o organizacji chóru podjąłem w grudniu 1985 roku. Za ścianą wydziału miałem Renię Rabendę, zastępczynię (Teresa jako prezes ZNP była jeszcze dyrektorką BP) więc od niej zacząłem: „Reniu, zaczynam z chórem”, a w odpowiedzi słyszę: „Co znaczy zaczynam? Zaczynamy!”. To w brzmieniu i sensie to samo, co Teresa powiedziała mi w październiku 1980 r. – „Nie zostaniesz sam”. Natychmiast doprosiliśmy na ciąg dalszy rozmowy Teresę. Wydział Oświaty zawsze współpracował z ZNP i wiadomo było, że ZNP był założycielem poprzedniego chóru („Chór ZNP przy PDK”). Do dawnej nazwy postanowiliśmy nie wracać, aby nie zrażać, a zachęcić innych ze środowiska oświatowego (sympatyków).

W trójkę przeżyliśmy okres w oświacie, kiedy szefem resortu była Minister Michałowska–Gumowska i byliśmy absolutnie przekonani, że już „gorzej być nie może”, ponieważ zarządzanie centrali było polityczne, ale też beznadziejnie płytkie. Tłumaczenie tego naszym dyrektorom na kolegium inspektora wzbudzało u nich uśmieszek, a co u bardziej porywczych wybuchy złości! Byliśmy w takiej sytuacji jak dzisiejsi pracownicy finansowi (skarbowi), którzy mają obowiązek wyjaśniać dobrodziejstwa Polskiego Ładu. A obecnym dyrektorom placówek trudno nawet lekko się uśmiechnąć, gdyż otrzymują prawie rozkazy ze strony inteligentnego, bystrego, niemal czystej wody działacza partii, nad którymi dyskusji nie ma żadnej. Dziwny melanż religii i partyjniactwa, niebezpieczny głównie dla pierwszego czynnika. Nie wykluczam, że teraz niektórzy oburzą się, rozgniewają, iż nie wolno tych czasów porównywać. Ja ich nie porównuję. Ja tak to odbieram i odczuwam… Ja!

Z rozrzewnieniem i uczuciem zdrowej dumy wspominam czas, w którym miałem możliwość blisko współpracować z dwoma młodymi, inteligentnymi, mądrymi życiowo i dojrzałymi społecznie czterdziestolatkami. Nie musiały i nie chciały mi się przypodobać i nie odpowiadały przed zadanym pytaniem. A odpowiadały wprost, klarownie i „bez filtra”. I mając w stosunku do innych „władzę”, potrafiły okazywać szacunek. Uważam więc za wielką niesprawiedliwość i stratę dla rodzin i społeczeństwa, że Pan Bóg dopuścił tak dalece przedwczesne ich wyłączenie z naszego grona. W dniu 27 marca minie 25 lat, jak Renię zabrała ciężka choroba w wieku zaledwie 47. lat. Terenię przed 8. laty inna ciężka choroba wyłączyła całkowicie z życia społecznego i w dużym stopniu rodzinnego. Czy Pan Bóg tak to zaplanował? Czy jakiś pomocnik nie mógł tego inaczej skoordynować? Ja np. dalej coś piszę i coś tam mówię …

Teresa Borys prywatnie

Żona mgr. inż. Aleksandra Borysa; byłego pracownika „Leny”, obecnie szefa firmy „Stonespol”. Matka Szymona i Katarzyny. Babcia Marcina.

Trudne momenty i czasy

Rodzina Pleśnar – Borys jest niezwykle zżyta ze sobą cennymi wartościami: życiem rodzinnym, poczuciem patriotyzmu, przywiązania do polskości, wiary, ale bez prostackiego ich ubarwiania, nadużywanym w niektórych politycznych środowiskach skądinąd wartościowym określeniem „prawdziwy”.

W marcu 2013 r. nagle i niespodziewanie odszedł starszy brat Teresy – Adam; ten założyciel „Krucjaty” w Paczkowie. W pewnym sensie wzór Teresy („Adam uważa”, „Adam powiedział”). To barwny, rajski ptak dolnośląskiej polityki. Działał z samozaparciem do końca, ale niczego na tym się nie dorobił, działając krytycznie, ale nie krytykancko. Współdziałał z TMZZ – żegnając go położyłem przy jego urnie krzyż z gałązek z ogrodu Teresy, która niezwykle ciężko przeżyła odejście brata. Nikt nie znajdzie (i nikt nie szukał) dowodu na to, że niecałe 2 miesiące od śmierci Adama sama ciężko zapadła na zdrowiu i do dziś nie może się z tego stanu podźwignąć. Dzięki opiece lekarskiej, wspaniałej opiece Olka oraz dzieci, stale i wciąż liczymy, że Tereska do nas przemówi. I nie znam osoby ze Złotoryi (i spoza), kto potrafił robić to staranniej i piękniej. I przepraszam teraz wszystkich nauczycieli języka polskiego (i innych): Gdyby musieli nosić mundury wojskowe, to Teresa chodziłaby w mundurze generalskim.

Sto lat?

Zwyczajowo śpiewamy i życzymy jubilatom „stu lat”. Mój wnuk zwrócił mi uwagę, że byłby to nietakt, a nawet groźba, gdyby postąpić zwyczajowo. I ja tak uczynię i zwrócę się do Teresy dobrze jej znanymi z „Bacalarusa” słowami i melodią – Tereniu:

PLURIMOS ANNOS! PLURIMOS!
ANNOS, ANNOS PLURIMOS!

Alfred Michler
w imieniu
oświatowców, czł. ZNP, czł. TMZZ,
„bakałarzy” z praktykabli


Służbowo i zawodowo

Jubileuszowo w gronie przyjaciół