895 KILOMETRÓW DO ŻYCIA
Oczywiście jest to zbyt proste, niemal prostackie uproszczenie. Życia nie przeżywa się w kilometrach i żadnych innych fizycznych jednostkach miary. Podana w tytule liczba kilometrów to trasa, którą mój Maluszek, moja żona Maria Koszałkowska, przebyła jako niemowlę od Kułaczkowiec w powiecie Kołomyja (w województwie Stanisławów, obecnie Iwanofrankiwsk), poprzez Brzezie pod Krakowem do dolnośląskiej Złotoryi (wówczas Złotej Góry). Ale mogło tych kilometrów nie być, mogło też nie być tego życia…
Długo szukałem i rozpytywałem o dokładną datę powstania naszej Orkiestry Górniczej ZG „LENA”. Nieoczekiwanie znalazłem ją bardzo blisko, bo w pracy magisterskiej mojego swata Henryka Hanebacha na temat ZG „Lena”. A on wydobył ją z wywiadu z jednym z pierwszych dyrygentów - Janem Werbowym.
W sobotni wieczór - 4 listopada – w sali hotelu Gold zabrzmiała złotoryjska orkiestra górnicza oraz rozległ się śpiew ze słowami Hymnu Górniczego:
Górniczy stan, hej niech nam żyje!
BUCZACZ na Ukrainie
Miasto partnerskie Złotoryi
Był czas w moim życiorysie, kiedy pod koniec lat 90. XX w. – już jako emerytowany nauczyciel – podjąłem pracę na wniosek burmistrzów w złotoryjskim magistracie.
Przystałem na to chętnie, ponieważ działka, którą miałem się zajmować zawsze mnie interesowała: nawiązywanie kontaktów międzynarodowych. Jako zupełnie pozbawiony uczuć ksenofobicznych bardzo mi taka perspektywa odpowiadała. Przypomnę, że Polska nie należała jeszcze wówczas ani do NATO (1999), ani do Unii Europejskiej (2004), a umowę partnerską z zagranicznym partnerem miało wówczas jedynie Liceum Ogólnokształcące ze szkołą w Luckau (1973, czasy NRD), nie licząc kontaktów handlowo – gospodarczych złotoryjskich zakładów pracy oraz „Górnika” Złotoryja. Miasto szukało partnerów.
W historii lokalnej, regionalnej, powszechnej interesuje mnie przede wszystkim człowiek i jego działanie. Każdy człowiek jest oryginalną osobowością i zasługuje na zainteresowanie. Ale niektórzy ograniczają i zawężają swoją aktywność wyłącznie do kręgu rodzinnego. I jeśli czynią to dobrze, jest to bardzo cenne. Ale jest wiele osób, które niezależnie od swoich pozytywnie pełnionych ról rodzinnych, potrafią dodać oddanie się sprawom społecznym. I takie postacie staram się ukazywać lub przypominać czytelnikom. W takim trybie („bez trybu” może w Polsce występować tylko naczelnik naszego państwa) pragnę przypomnieć jubilatkę, nową osiemdziesięciolatkę.
Czytaj więcej: Życzyć i ŚPIEWAĆ OSIEMDZIESIĘCIOLATCE „STO LAT” to groźba a nie życzenia
Na złotoryjskim cmentarzu komunalnym są pochowani dwaj powstańcy warszawscy: Ryszard Królikowski i Jan Łepecki. Obydwaj to rodowici warszawiacy, których powojenne losy rzuciły do dolnośląskiej Złotoryi. Ale naprawdę niewiele brakowało, że miejscem ich ostatniego spoczynku mogła być któraś z warszawskich uliczek nawet bez oznaczonego miejsca. Mieli szczęście. Bo tylko na nie mogli liczyć, kiedy niedoświadczonych i nieuzbrojonych wysyłali w bój politycznie motywowani (a nie militarnie) przywódcy powstania.
Lwia część mieszkańców Złotoryi, a pewnie i powiatu, mogła 13 czerwca świętować urodziny Pani Doktor Marii Wolańczyk. Nie napiszemy ileż to wiosen licznik biologiczny „Dochtórki” nabił, bo i tak nikt nie uwierzy, że była to „90”! W takich okolicznościach intonowanie tradycyjnej „setki” byłoby „ostudą” (nietakt, hańba). Wtrąciłem tu już dwa słowa, które Pani Doktor i autorowi są znane, ponieważ oboje wywodzimy się z Górnego Śląska, „kaj” dochtórka w żargonie pojawia się nieustannie zaś „ostuda” rzadziej, bo tego słowa Ślązacy używają rzadziej, ale używają, a zawdzięczamy go braciom Czechom. A więc: ostudą byłoby, aby Szanownej Solenizantce na 90. Geburtstag śpiewano tradycyjne „100 lat” – musi być przynajmniej dwa razy tyle. Tego żądają złotoryjskie maluchy oraz ich mamy.
Epidemia lub pandemia są sprawą dramatyczną; złotoryjska zaraza z roku 1553 problemem nader poważnym. Nie należy ich zatem traktować lekko i nie chcę tego czynić, chociaż tytuł może sugerować co innego. Będzie jednak z przymrużeniem oka – obu oczu…
ZYSK PONAD WSZYSTKO
Przeczytane u innych i podane „ku pokrzepieniu serc”?
Tekst poniżej nie może nikogo cieszyć, nawet zwolenników tzw. Schadenfreude. Autorem jest obywatel Niemiec, a podał go do druku w miesięczniku „Goldberg – Haynauer Heimatnachrichten” nr 2/2021 (w bibliotece Towarzystwa Miłośników Ziemi Złotoryjskiej):