Lwia część mieszkańców Złotoryi, a pewnie i powiatu, mogła 13 czerwca świętować urodziny Pani Doktor Marii Wolańczyk. Nie napiszemy ileż to wiosen licznik biologiczny „Dochtórki” nabił, bo i tak nikt nie uwierzy, że była to „90”! W takich okolicznościach intonowanie tradycyjnej „setki” byłoby „ostudą” (nietakt, hańba). Wtrąciłem tu już dwa słowa, które Pani Doktor i autorowi są znane, ponieważ oboje wywodzimy się z Górnego Śląska, „kaj” dochtórka w żargonie pojawia się nieustannie zaś „ostuda” rzadziej, bo tego słowa Ślązacy używają rzadziej, ale używają, a zawdzięczamy go braciom Czechom. A więc: ostudą byłoby, aby Szanownej Solenizantce na 90. Geburtstag śpiewano tradycyjne „100 lat” – musi być przynajmniej dwa razy tyle. Tego żądają złotoryjskie maluchy oraz ich mamy. 

Świętochłowice – to miejsce urodzenia Marii Kleszczyńskiej. I tu na Górnym Śląsku ukończyła wszystkie szczeble edukacji. Po studiach medycznych pracę podjęła w katowickim szpitalu, gdzie została kierownikiem pogotowia ratunkowego. To miejsce okazało się szczęśliwe nie tylko dla dochtórki Marii, ale i pewnego lekarza – przystojnego blondyna o niebieskich oczach, którym okazał się kresowianin Andrzej Wolańczyk. I tych dwoje popełniło (1963) mezalians śląsko – kresowy (dwa lata później przydarzy mi się to samo z żoną Marią), z którego począł się Tomasz (dziś wybitny profesor medycyny wieku rozwojowego, uznany autorytet w całej Europie). I właściwie synowi Tomaszowi Złotoryja zawdzięcza to, iż Doktorostwo Wolańczykowie zjawili się w Złotoryi, ponieważ Tomasz bardzo źle znosił klimat „czarnego” Śląska.

Mamy trzech pokoleń złotoryjskich maluchów mogły być pewne, że oddają swoje pociechy w dobre, serdeczne ręce „Wolańczykowej”. Moja rodzina może to poświadczyć w generacji moich córek, a później także wnuków. Mocne, ale trafne jednoznaczne, nieraz twarde słowa dla rodziców, a serdeczność i troska dla dzieci. I nadal nieustanna praca doskonaląca warsztat pracy wg najnowocześniejszych osiągnięć współczesnej medycyny.

Wciąż aktywna zawodowo i społecznie (np. w czasie pandemii), towarzysko (cotygodniowe sesje brydżowe) oraz kulturalnie (nie przepuści żadnej imprezy w ZOKiR).

I w tym miejscu muszę myślom postawić tamę, ponieważ nigdy nie będzie tak, że przeleję na papier wszystko i użyję przy tym właściwych słów. Niech przemówią inni.

„Pani doktor Maria Wolańczyk to lekarz z powołania, który kompleksowo ocenia stan zdrowia pacjenta i z wielkim uporem dąży do postawienia właściwej diagnozy. Pacjenci, z którymi przyszło jej pracować, to grupa nadzwyczaj trudna do diagnozy i wymagająca. Wywiad lekarski jest wywiadem przeprowadzanym z rodzicem, a nie samym pacjentem – choć czasami ma się wrażenie, że Pani doktor zna tajemny język niemowląt i dzieci, nie raz udowadniając rodzicom, że oko fachowca widzi więcej😉. Doktor Maria ma podejście do dzieci i ich dobro zawsze stawia na pierwszym miejscu. To  lekarz, który czeka na informację zwrotną, czy leki zadziałały, jak czuje się dziecko. Prywatnie to osoba otwarta, mówiąca wprost, co myśli, a przy tym bardzo dociekliwa. Te cechy sprawiają, że jest wprost urodzona do zawodu, który wykonuje, za co wdzięczne jest jej już kilka pokoleń złotoryjan.

Dla wszystkich doktor Maria Wolańczyk, a dla naszej rodziny zawsze ,,Ciocia”.

Poznaliśmy się, kiedy gromadka małych Antonowiczów się urodziła i jak wszystkie dzieci zaczynały chorować. Dla rodziny wielodzietnej było to nie lada wyzwanie. Dzieci nie wybierały na chorobę dni tygodnia, święta i weekendy. To był standard.

Dostaliśmy od Boga kogoś, kto na wizytę przyjmował zawsze. Kogoś, kto pokochał i troszczył się o nasze zdrowie jak własna mama. Z czasem ,,Ciocia” stała się częścią naszej rodziny i jest nią do dziś😊.

Swoją opieką otoczyła już nawet przyszłe pokolenia. Osoba o wielkim sercu, zawsze mająca na względzie dobro pacjentów, a w szczególności dzieci. Jeżeli tylko widziała potencjalne zagrożenie dla maluszków, nie bała się ,,ustawić” każdego, kto stanął na jej drodze. Dzięki tzw. nadsłuchowi jest w stanie po dziś dzień usłyszeć nawet najcichszy szmer serca, nie raz ratując przy tym życie. Pracując jako ordynator w szpitalu ocaliła zdrowie i życie wielu dzieciom.

Ciociu, dziękujemy Ci za serce i troskę, za to, że pokazujesz nam jak walczyć o dobro drugiego człowieka. Dziękujemy Ci przede wszystkim za to, że JESTEŚ!

Kochamy Cię!” – to myśli i serdeczne słowa Krystyny i Leszka Antonowiczów oraz ich dzieci i wnuków.

A więc: PLURIMOS ANNOS, PLURIMOS! OBY DOBRE ZDROWIE POZWOLIŁO PANI DOKTOR MARII JESZCZE PRZEZ DŁUGIE LATA WYPEŁNIAĆ LEKARSKĄ POSŁUGĘ ZGODNIE Z PRZYSIĘGĄ – PRIMUM NON NOCERE.

Maria Wolańczyk

Alfred Michler
13 czerwca 2021