1919 – 1920 – 1921 
setna rocznica POWSTAŃ ŚLĄSKICH

Wieczornica z okazji 100 rocznicy Powstań Śląskich
13. sierpnia 2019 godz. 17.00

Na granicy Górnego Śląska
  Jest tam przepaść wielka,
Tam nie jedna piękna panieneczka śląska
  Utraciła chłopca

Po raz pierwszy w powojennej historii Złotoryi upamiętniono czyn powstańczy Górnoślązaków. Do 1945r trudno było oczekiwać, że administracja niemiecka zorganizuje (lub pozwoli) na jakikolwiek gest w tym kierunku – w gruncie rzeczy przeciwko sobie. Ale także już w polskich warunkach również tego nie czyniono, chyba że służyło to władzom partyjno-rządowym do podkreślenia hurapatriotycznego hasła: Byliśmy-Jesteśmy-Będziemy (np. na Górze św. Anny w 1946 r.).

Czy dziś nie mamy powtórki z historii?

W Złotoryi pojawiłem się jako nauczyciel historii w LO dopiero w roku 1966. W szkolnych programach historii Śląsk uwzględniano jedynie w X - XIV w., a po Kazimierzu Wielkim znika prawie całkowicie – do roku 1945. Przez siedem wieków nie ma go na kartach historii, ponieważ przez ten, tak długi, czas był poza Polską i znajdował się pod wpływem politycznym, społeczno-kulturowym niemieckim. Co to praktycznie oznaczało? A choćby to, że kiedy w tym czasie w Królestwie Polskim zaczyna się organizowanie pierwszych szkół, na Śląsku są to szkoły niemieckie (ilu nauczycieli potrafi to wyjaśnić?). Nasza mizeria nauczania historii (przynajmniej w odniesieniu do Śląska) objawia się w bardzo często spotykanym stwierdzeniu, że „Wielkopolanie też przecież byli pod zaborami, a nie są tak zgermanizowani”. Oto więc Śląsk „także” był pod zaborami, a więc tylko 123 lata (od 1795), a więc tylko przez 3-4 pokolenia. Nie wiedzą więc, że dla Śląska to żaden zabór, lecz odpadnięcie od Polski przed ponad 700 laty, co oznacza życie około 30. pokoleń. Ale któżby się takim czasem i takimi cyframi przejmował – prościej jest powiedzieć, że to Ślązacy sami chcieli się zgermanizować (pewnie tacy byli). Przez 700 lat zachowali język polski – a co to za język, jakiś śmieszny!

Jako śląski „pniok” (a nie przesadzony „krzok”) z wewnętrznego przekonania, wzmocnionego naukami prof. Alojzego Gembali oraz mojego promotora doc. Władysława Dziewulskiego uznałem, że dla mojego Śląska należy „coś” czynić. Ale jako młody nauczyciel zostałem mocno i zdecydowanie upomniany i skarcony: „regionalizmów się panu zachciewa!” (upominającym nie był insp. J. Górzański). Należy wyjaśnić, że był to przełom ery gomułkowsko-gierkowskiej, kiedy niemal hymnem była „jedność ideowo-moralna narodu polskiego” (obecnie wierchuszka polityczna w swoich wystąpieniach też zwraca się tylko do „Polek i Polaków”, a nie do „obywateli Polski”, zapisanych w konstytucji). Dla mnie współbrzmi to niezbyt sympatycznie z jeszcze nowszym hasłem o Śląsku jako „miejscu patologii” lub śląskości jako „zakamuflowanej opcji niemieckiej”. Prawdopodobnie losem Śląska i jego mieszkańców pozostanie nazywanie ich w ramach państwa niemieckiego Polakami, zaś w granicach Polski - Niemcami. Jakby na to nie patrzeć zawsze będzie to druga kategoria („drugi sort”, bo teraz Polska stała się wielką sortownią). Z zażenowaniem słucha się więc płomiennych przemówień głowy państwa lub premiera np. w Krapkowicach (2018) lub niedawno w Katowicach – pewnie w trybie wyborczym, a nie „bez żadnego trybu”.

Kiedy na Wielkopolsce, na Mazowszu, Małopolsce itd. powstawały fundamenty polskich szkół, na Śląsku czyniła to administracja niemiecka (także w kościele), a nad głowami Ślązaków raz po raz zmieniały się granice, a oni trwali jak ten Ślimak w „Placówce” na swojej ziemi, przy swojej wierze i języku – 7 wieków! Ponad wszelką wątpliwość ujawnił to spis powszechny z roku 1910, przeprowadzony na Górnym Śląsku przez Niemców, który wykazał, że większość ludności w domu posługiwała się językiem polskim (śląskim). Czy to coś autorom „opcji niemieckiej” mówi? Wątpię. Pewnie z ironią odnoszą się do Górnego Śląska jako do Kresów Zachodnich (zwrot arcybiskupa opolskiego A. Nosala), bo dotąd najdalej na zachód sięgał język polski mimo brak polskich szkół. Może posłuchają L.Tyrmanda: "... Na ulicy spotkałem młodego dziennikarza Z. Wrócił właśnie wstrząśnięty z Opolszczyzny. Mówił o Ślązakach opolskich, którzy przez 700 lat trzymali się kurczowo polskości gnieceni przez niemieckość. Trwali przy mowie i obyczajach i niemieckość nie mogła ich zgnieść. Zmógł ich komunizm, czyli aktualnie 7 lat. ..." (L.Tyrmand. Dziennik 1954, s. 183).

Ale Kresy Zachodnie nie doczekały tak mitologicznej wręcz historii jak Kresy Wschodnie. Nie doczekały się bowiem takiego pióra i wyobraźni jaką obdarzony był Henryk Sienkiewicz, na którego swoistym katechizmie kresowym wychowały się rzesze „prawdziwych patriotów”. A ze Śląska wywodzą się nosiciele patologicznych idei, bo cóż innego może urodzić się w „miejscu patologii”. Nawet muzykolodzy jakby podzielali ten punkt widzenia. Długo bowiem przepiękny utwór ”Gaude Mater Polonia” łączono z Kielcami, skąd miał pochodzić jego twórca Wincenty. Dopiero niedawno staranne i obiektywne badania udowodniły, że ów Wincenty pochodzi z rodu Odrowążów, a on sam pochodzi nie z Kielc, lecz z Kielczy koło Strzelec Opolskich pod Opolem. A ów utwór wykorzystywany także jako hymn Polski skomponował na cześć biskupa Stanisława ze Szczepanowa z okazji jego beatyfikacji (XIII/XIV w.). Dla niektórych wprost nie do wiary, że mogło się to stać na Śląsku Opolskim!

Takie i podobne myśli kłębiły się w mojej głowie myśląc o potrzebie uczczenia śląskiego czynu powstańczego. Powstań nie wywołuje się po to, aby po jego przegraniu dumnie liczyć poległych, a później czcić ich bohaterstwo. W Złotoryi żyje aktualnie kilka górnośląskich rodzin, którym zryw powstańczy jest bliski – jednym z nich jest Bogusław Cetera. I chociaż wywodzimy się z różnych, nie tylko geograficznie, stron Górnego Śląska: on z Dąbrowy Górniczej, ja spod Góry św. Anny, już w styczniu (a więc długo przed Panem Prezydentem RP) uznaliśmy za niezbędnie potrzebne zorganizowanie choćby najskromniejszej wieczornicy upamiętniającej to ważne wydarzenie. Tylko bowiem Powstanie Wielkopolskie oraz Powstania Śląskie to powstania zwycięskie.

Do wygłoszenia okolicznościowej prelekcji postanowiliśmy nie zapraszać kogoś z importu, ponieważ znamy swoją ziemię i potrafimy o niej mówić trafniej i roztropniej, niż ktoś, kto ma się tego nauczyć – choćby najuczciwiej. Bogusław przygotował więc rzeczową i rozsądną „lekcję historii” o Śląsku dla każdego słuchacza. Mapy historyczne oraz mnóstwo fotogramów dopełniło słowo prelegenta. Wicemarszałek Opolskiego Urzędu Marszałkowskiego (S.Ogłaza) podarował nam dwa opolskie eksponaty. Na tej wieczornicy nie poprzestaniemy. Powstania Śląskie będą nam towarzyszyć przynajmniej do 2021r. – chcielibyśmy z tym tematem trafić także do szkół.

Mimo długich starań nie udało nam się zdobyć z Katowic, wcześniej obiecanych, pieśni powstańczych w wykonaniu „Śląska”. W zastępstwie zorganizowałem konkurs na kanwie tzw. słownika śląsko-polskiego; „hanysy” nie mogły w nim wziąć udziału. A oto egzaminacyjne słówka: ABRAHAMA OBEJRZEĆ, BANA, GRUBA, GALOTY, RZYĆ, KARBINADEL, NUDLE, SZPYRKA, SZPEK, PRZYWIARKI, STRZYGA, FRELA, STARKA/STARZIK, BERY, KLUPAĆ, CHEBŁAĆ, KUKAĆ, CIEPAĆ, MARAS, FAROSZ, PATEREK, MIESIĄCZEK, WILIJA. Dwuosobowe jury (dr M.Wolańczyk, dyr. B.Bernasiewicz) ogłosiło, że zwycięzcą został zdobywca 17 p., Kresowiak z Borysławia – Andrzej Frąckiewicz. Nagrodą był upominek związany z Festiwalem Polskiej Piosenki w Opolu, który wręczył wiceprezes A.Borys.

To poważne, przyprawione szczyptą humoru spotkanie zakończyła seria górnośląskich dowcipów, w których ich śląscy bohaterowie (Karlik, Gustlik, Antek, Francek) najczęściej ukazywani są jako „zdolni inaczej”, to hanysom nie było smutno, a reszcie – wesoło.

Alfred Michler

ANEKS

Górnoślązacy nie przybyli do Złotoryi zwartą ławą. Udało mi się spośród obecnych mieszkańców wyłuskać kilkunastu, a kilku z nich w powojennej historii miasta odegrało rolę znaczącą. Nie mam upoważnienia do publikacji nazwisk, musi więc wystarczyć informacja ogólna:
• Sławków – naczelnik miasta w II poł. L.70. (†)
• Dąbrowa Górnicza – naczelnik m. i gm. w II poł. l. 80.
• Świętochłowice – wybitna lekarz pediatra
• Strzemieszyce – ceniony lekarz, szef ZOZ w l. 70. (†)
• Katowice –dyrygent orkiestry ZG „Lena”, nauczyciel w SOM (†)
• Bytom – radny w l. 90.
• Racibórz – proboszcz w Złotoryi
• Racibórz – dyrektor zakładu wychowawczego
• Tarnowskie Góry – wicedyrektor gimnazjum
• Opole – dyrektor LO, insp. oświaty, założyciel TMZZ

Obecni na wieczornicy są skłonni do dalszych spotkań – do założenia Koła Górnośląskiego włącznie.
A.M.

ANEKS 2

Na wieczornicę nie dotarli wszyscy zainteresowanie tematyką członkowie TMZZ. Ale, że w tym czasie przebywali na Górnym Śląsku, to chwilę zadumy przyniosła im wyprawa na Górę Powstańców Śląskich w Radzionkowie, gdzie stanęli pod pomnikiem upamiętniającym niepodległościowe zrywy powstańcze.

A.P.