Historie Alfreda Michlera

W sobotni wieczór – 4 listopada – w sali hotelu Gold zabrzmiała złotoryjska orkiestra górnicza oraz rozległ się śpiew ze słowami Hymnu Górniczego:

Górniczy stan, hej niech nam żyje!

Niech żyje nam górniczy stan!

Bo choć przed nami dzienne światło kryje,

Toć dla Ojczyzny trud ten jest nam dan.

Boć synowi podziemnych, czarnych światów

Każdy chętnie poda swą dłoń.

Niech żyje nam Górniczy stan!

Górniczy stan – niech żyje nam!

Buczacz - klasztor bazylianów, obraz w Izbie Kresowej TMZZ

BUCZACZ na Ukrainie

Miasto partnerskie Złotoryi 

Był czas w moim życiorysie, kiedy pod koniec lat 90. XX w. – już jako emerytowany nauczyciel – podjąłem pracę na wniosek burmistrzów w złotoryjskim magistracie. 

Przystałem na to chętnie, ponieważ działka, którą miałem się zajmować zawsze mnie interesowała: nawiązywanie kontaktów międzynarodowych. Jako zupełnie pozbawiony uczuć ksenofobicznych bardzo mi taka perspektywa odpowiadała. Przypomnę, że Polska nie należała jeszcze wówczas ani do NATO (1999), ani do Unii Europejskiej (2004), a umowę partnerską z zagranicznym partnerem miało wówczas jedynie Liceum Ogólnokształcące ze szkołą w Luckau (1973, czasy NRD), nie licząc kontaktów handlowo – gospodarczych złotoryjskich zakładów pracy oraz „Górnika” Złotoryja. Miasto szukało partnerów.

W historii lokalnej, regionalnej, powszechnej interesuje mnie przede wszystkim człowiek i jego działanie. Każdy człowiek jest oryginalną osobowością i zasługuje na zainteresowanie. Ale niektórzy ograniczają i zawężają swoją aktywność wyłącznie do kręgu rodzinnego. I jeśli czynią to dobrze, jest to bardzo cenne. Ale jest wiele osób, które niezależnie od swoich pozytywnie pełnionych ról rodzinnych, potrafią dodać oddanie się sprawom społecznym. I takie postacie staram się ukazywać lub przypominać czytelnikom. W takim trybie („bez trybu” może w Polsce występować tylko naczelnik naszego państwa) pragnę przypomnieć jubilatkę, nową osiemdziesięciolatkę.

Na złotoryjskim cmentarzu komunalnym są pochowani dwaj powstańcy warszawscy: Ryszard Królikowski i Jan Łepecki. Obydwaj to rodowici warszawiacy, których powojenne losy rzuciły do dolnośląskiej Złotoryi. Ale naprawdę niewiele brakowało, że miejscem ich ostatniego spoczynku mogła być któraś z warszawskich uliczek nawet bez oznaczonego miejsca. Mieli szczęście. Bo tylko na nie mogli liczyć, kiedy niedoświadczonych i nieuzbrojonych wysyłali w bój politycznie motywowani (a nie militarnie) przywódcy powstania.

Lwia część mieszkańców Złotoryi, a pewnie i powiatu, mogła 13 czerwca świętować urodziny Pani Doktor Marii Wolańczyk. Nie napiszemy ileż to wiosen licznik biologiczny „Dochtórki” nabił, bo i tak nikt nie uwierzy, że była to „90”! W takich okolicznościach intonowanie tradycyjnej „setki” byłoby „ostudą” (nietakt, hańba). Wtrąciłem tu już dwa słowa, które Pani Doktor i autorowi są znane, ponieważ oboje wywodzimy się z Górnego Śląska, „kaj” dochtórka w żargonie pojawia się nieustannie zaś „ostuda” rzadziej, bo tego słowa Ślązacy używają rzadziej, ale używają, a zawdzięczamy go braciom Czechom. A więc: ostudą byłoby, aby Szanownej Solenizantce na 90. Geburtstag śpiewano tradycyjne „100 lat” – musi być przynajmniej dwa razy tyle. Tego żądają złotoryjskie maluchy oraz ich mamy. 

Epidemia lub pandemia są sprawą dramatyczną; złotoryjska zaraza z roku 1553 problemem nader poważnym. Nie należy ich zatem traktować lekko i nie chcę tego czynić, chociaż tytuł może sugerować co innego. Będzie jednak z przymrużeniem oka – obu oczu…

ZYSK PONAD WSZYSTKO

Przeczytane u innych i podane „ku pokrzepieniu serc”?

Tekst poniżej nie może nikogo cieszyć, nawet zwolenników tzw. Schadenfreude. Autorem jest obywatel Niemiec, a podał go do druku w miesięczniku „Goldberg – Haynauer Heimatnachrichten” nr 2/2021 (w bibliotece Towarzystwa Miłośników Ziemi Złotoryjskiej):

Nieważne są lata; istotny jest wiek tzw. ducha konkretnej osoby, jego żywotność. Tych pierwszych nie należy liczyć przede wszystkim kobietom, szczególnie tym działającym, co to „żadnej pracy” i działania się nie boją. Taką jest nasza Stasia, czyli STANISŁAWA CHAIM. 18 lutego stuknęła jej „80”, a w duszy gra jej nadal „18”. Mimo rozlicznych działań i trosk, które jej nie zaoszczędziły. Urodziła się w Długołęce, w powiecie nowosądeckim.

Trudno byłoby wskazać dziedzinę, w której Stasia się nie zaangażowała, lub za którą nie czułaby się „odpowiedzialna”. Wiedzą o tym złotoryjanie (i nie tylko) wierzący i niewierzący, społecznicy i aspołeczni („bo znowu się wtrąca”), miastowi i mieszkańcy wsi itd., itp.

ZŁOTORYJSCY AKROBACI WYRÓŻNIENI
albo 
odwrócona piramida złotej czwórki

Przez kilka miesięcy wrocławskie „Słowo Sportowe” namawiało czytelników do udziału w plebiscycie na „najpopularniejszego sportowca i trenera minionego 75–lecia”. Ja dałem się przekonać sam będąc przekonanym i zaproponowałem złotoryjskich sportowców.

Według mojej wiedzy wśród wyróżnionych sportowców winni się znaleźć nasi akrobaci, a konkretnie nasza czwórka i jej trener. Traktowałem to również jako obowiązek, ponieważ kiedy odnosili oni największe sukcesy byłem prezesem (społecznie) Okręgowego Związku Akrobatyki Sportowej, obejmującym byłe województwo legnickie, jeleniogórskie i wałbrzyskie z siedzibą w Złotoryi (1975 – 1981).

PIĘĆ WIEKÓW
RINGSINGEN / ŚPIEWÓW W RYNKU 1553
Pomost ku ludziom i stuleciom

Das war ein seltsam Weihnachtsfest,

Am nächsten Tag erlosch die Pest.

Uprzedzam pytanie, czy to kolejna faza germanizacji? Nie, to zakończenie ballady Goldbergera Ewalda Gerharda Seeligera o zarazie w roku 1553. Zachowanie rymu, jak w oryginale, będzie niezbyt poręczne, ale zaryzykuję: Niezwykła to Wigilia była, dnia następnego zaraza ustąpiła. Pierwszy na ziemiach polskich przypadek nadania magdeburskich praw miejskich (1211), działalność humanistycznego Gimnazjum Łacińskiego Valentina Trozendorfa (XVI w.), wigilijne śpiewy w Rynku (Ringsingen) rozpoczęte w r. 1553 – to wydarzenia, jakimi nie może poszczycić się żadne z miast w Polsce i niewiele w Europie.