Ten wyjazd Rada Programowa Ośrodka Dokumentowania i Opracowywania Dziejów Ziemi Złotoryjskiej przy TMZZ planowała od dwóch miesięcy. Czekano jedynie na stosowną pogodę. I oto w pewien czerwcowy wtorek, dosłownie między kroplami deszczu, członkowie Rady Programowej ruszyli w teren.

Artykuł ukazał się w czasopiśmie Echo Złotoryi w numerze czerwcowym 2013 roku.
Odsyłamy zainteresowanych do przeczytania w oryginale i obejrzenia ilustrujących ten tekst zdjęć.

 

Pamiętnego dnia 26 sierpnia 1813 roku naprzeciw siebie stanęły dwie armie: napoleońska Armia Bobru dowodzona przez marszałka Macdonalda i prusko-rosyjska Armia Śląska, którą prowadził feldmarszałek Blücher. W skład Armii Bobru wchodziły: III Korpus Souham, V Korpus Lauriston, XI Korpus Gerard, II Korpus Kawalerii Sebastiani. Łącznie Macdonald dowodził 102. tysiącami żołnierzy. W Armii Śląskiej korpusami dowodzili: Sacken, York, Langeron, Priest i mieli do dyspozycji bez mała 105 tysięcy żołnierzy.

Decydujący bój rozegrał się pomiędzy miejscowościami Warmątowice, Bielowice, Winnica i Janowice Duże. Od północy teren zamykała rzeka Kaczawa, od południa Nysa Szalona. Właśnie zaczęły się ulewne deszcze, które padały już kilka dni bez przerwy. Obie rzeki były wezbrane, wzburzone i szeroko rozlały się poza swoje brzegi.

Zupełnie jak dwieście lat temu Kaczawa i Nysa Szalona były mocno wezbrane i groziły wylaniem. Tylko wtedy był sierpień. Uzbrojeni w parasole i odpowiednie obuwie, ruszyliśmy szlakiem wojsk. Naszą wyprawą kierował Czarek Skała. Opowiadał o tamtych dniach i pokazywał z pozoru nieznaczące pagórki czy zagajniki, które w 1813 roku odegrały ogromną rolę.

W okazałym budynku Herrenhaus w Krajowie marszałek Macdonald kierował wojskami. W obszernych zabudowaniach folwarcznych urządzono lazaret dla tysięcy rannych. W tej wsi istniał jedyny ocalały most na Nysie Szalonej, po którym wojska francuskie mogły przedostać się na drugi brzeg.

Podjechaliśmy do Krajowa, gdzie mogliśmy obejrzeć nieco przebudowany budynek, w którym mieścił się sztab Macdonalda. Na piętrze w dobrym stanie zachowała się główna sień wraz z kominkiem. Niewątpliwie podczas bitwy w tej właśnie sieni, pochyleni nad stołem, dowódcy korpusów debatowali nad przebiegiem bitwy, a w kominku (obecnie ciągle jeszcze ze śladami dawnych ozdób) palił się ogień.

Wojska francuskie były w ofensywie i nacierały od Złotoryi i Legnicy. Feldmarszałek Blücher znał teren doskonale i na spotkanie z przeciwnikiem wybrał Płaskowyż Janowicki. Francuzi zatem nie tylko musieli najpierw pokonać męczące podejście pod górę, lecz sforsować obie wezbrane, niebezpieczne rzeki. To sprawiło, że spora ich część zajęła swe pozycje za późno lub wcale nie weszła do walki.

Na płaskowyż ruszyliśmy piechotą, by – jak stwierdził Czarek – poczuć chociaż w części to, co odczuwali wtedy francuscy żołnierze. Podejście było męczące. Pod nogami mieliśmy grząskie błoto, które rozjeżdżało się pod nogami. Zaczął padać drobny deszcz, więc rozpięliśmy parasole. Żołnierze dwieście lat temu nie mieli parasoli. My szliśmy bez żadnego obciążenia, byliśmy wypoczęci, nikt do nas nie strzelał. Oni mieli na plecach pełny żołnierski rynsztunek, ciężki karabin, obtarte nogi od całodziennego marszu i nasiąknięte wodą, ciężkie mundury.

Wodąca pod górę droga była wąska, więc wchodziliśmy parami. Wtedy żołnierze wchodzili tą samą drogą, bo francuscy dowódcy nie znali innego wejścia na wzgórze. Obok siebie mogły iść tylko dwa konie, a żołnierzy wchodziło tysiące! Ci, co weszli na górę, od razu byli ostrzeliwani przez armaty i nie mieli żadnego wsparcia ze strony swoich towarzyszy.

Na płaskowyżu były ustawione pruskie armaty, które bezustannie ostrzeliwały wojska napoleońskie. W sumie koalicja miała 339 dział. Karabiny zupełnie zawiodły, bowiem ulewny deszcz skutecznie uniemożliwiał ich zapłon. Rozgorzała bitwa na bagnety i szable, po czym przeistoczyła się w krwawą jatkę. Bitwa zakończyła się zwycięstwem feldmarszałka Blüchera. Strona francuska straciła 15 tysięcy żołnierzy (zabitych, rannych i jeńców), natomiast koalicja miała tylko około 4 tysięcy strat (zabitych i rannych).

Po wejściu na płaskowyż z zaskoczeniem zobaczyliśmy ogromną, rozległą przestrzeń. Próbowaliśmy ocenić jej wielkość – prawdopodobnie około kilkuset hektarów. Czarek opowiadał o bitwie, a my słyszeliśmy rżenie koni, huk armat i szczęk oręża. Niesamowite wrażenia!

Bitwa rozpoczęła się w godzinach rannych, a wieczorem odwrót armii napoleońskiej zmienił się w chaotyczną ucieczkę. Podczas niej w nocy między godziną dziesiątą i jedenastą żołnierze napoleońscy ślizgali się w błocie w całkowitych ciemnościach. Gdy upadali, już nie byli w stanie się podnieść, bo tratowały ich końskie kopyta. Ci, którym się udało, tonęli we wzburzonych wodach Kaczawy i Nysy Szalonej.

Radość w narodzie pruskim z tego zwycięstwa była ogromna. Sławiono je nawet w wierszach: A nad Kaczawą, nie szczędząc guzów, nauczył Blücher pływać Francuzów...” [Ernst Moritz Arndt - „Pieśń o feldmarszałku”].

Dla Prusaków było to pierwsze znaczące zwycięstwo nad wojskami Napoleona. Jak na żadnym innym polu bitewnym w okolicach Warmątowic wzniesiono wiele pamiątkowych obelisków na chwałę oręża pruskiego. Stawiane były one w różnych okresach. Swoistym centrum upamiętnienia bitwy nad Kaczawą stała się miejscowość Dunino. Postawiono tam w 1908 roku pierwszy pomnik, a rok później utworzono Muzeum Bitwy nad Kaczawą. Były tam przechowywane pamiątki związane z bitwą i jej uczestnikami.

Już dawno umilkł huk armat z tamtych dni, długo potem przez Europę przetoczyły się dwie duże wojny. Po II wojnie światowej część obelisków zniszczono, wiele z nich jednak pozostało. Gmina Krotoszyce, odtwarzając kilkanaście z nich, utworzyła turystyczny szlak nazwany Szlakiem Bitwy nad Kaczawą. Wyremontowano muzeum w Duninie i udostępniono do zwiedzania.

Rada Programowa nie mogła zwiedzić muzeum, bo było w remoncie. Jednak z zachowanych obelisków obejrzeliśmy C:\Documents and Settings\XXX\Pulpit\Szlak bitwy nad Kaczawą 5.06.2013\Zestawienie sił.jpglapidarium utworzone przy budynku muzeum. Następnie udaliśmy się do pierwszego obelisku (obecnie replika) ustawionego na nadrzecznym wale u ujścia Nysy Szalonej do Kaczawy. Potem podjeżdżaliśmy jeszcze do kilku pomników, które ustawiono w ważnych miejscach dla tamtej bitwy.

W miejscowości Winnica na zboczu Płaskowyżu Janowickiego Czarek zaprowadził nas do urokliwego, bardzo zadbanego kościółka. Być może modlili się w nim żołnierze śląskiej Landwery, broniąc swojej ojczyzny. Z tego kierunku wojska francuskie, idąc na Bielowice, próbowały zajść od tyłu walczące na płaskowyżu wojska pruskie. Ustawione dwie linie obronne Landwery nie dopuściły do tego.

Wycieczkę śladami bitwy nad Kaczawą zakończyliśmy w Warmątowicach Sienkiewiczowskich. Ustawiona tam replika obelisku dumnie głosi:

26 sierpnia 1813 r. Warmątowice zostały zajęte przez rosyjski korpus Sackena. 27 sierpnia 1813 r. mieściła się tu główna kwatera Blüchera, który 27.08.1817 r. razem z Yorckiem i Gneisenauem czcił swoje zwycięstwo w pałacowym parku.

 

tekst i zdjęcia Agnieszka Młyńczak