Aleksander Pecyna

Śpiewający dyrektor, prezes i astronom

W ostatnim miesiącu dwóch bardzo aktywnych członków TMZZ przeprawiło się na „drugi brzeg”, aby żyć życiem wiecznym. W pogrzebowej wzruszającej homilii uczeń Aleksandra ks. Kacper Radzki stwierdził, iż Pan Bóg wybiera dla każdego z nas najlepszy czas takiej przeprawy. W tym względzie pozostaję w opozycji i w sporze z Panem Bogiem. Olek Miał dopiero 56 lat. Zaledwie.

Zresztą w ostatnim ćwierćwieczu Opatrzność zabrała z szeregów nauczycieli Liceum ZSO dziesięcioro nauczycieli, którzy niewiele lub jeszcze nie przekroczyli sześćdziesięciu lat, w tym pięciu dyrektorów: Bronisław Maciejak, Włodzimierz Wojtowicz, Józef Górzański, Tadeusz Pietroszek, Aleksander Pecyna oraz Leszek Lewandowski, Aleksandra Łesiuk, Wanda Łukawska, Jerzy Bartkiewicz, Alicja Jaźwińska. Stąd mój spór z Najwyższym. Nie chodzi przy tym o sam wiek, lecz o to, ile pozytywnego mogli jeszcze uczynić dla swoich najbliższych, w zawodzie, w działalności społecznej.

Po którymś z pogrzebów, ktoś mi powiedział, że nauczyciele mają „ładne pogrzeby” - zawsze dużo ludzi, kwiaty i przemówienia…. Olek miał bardzo ładny pogrzeb - jeszcze nie uczestniczyłem w pogrzebie z udziałem czterech księży, autentycznie zasmuconą i przeżywającą wydarzenia młodzież. Słowo pożegnalne dyrektorki Barbary Mendochy. Słowem ładnie. Ale to był pogrzeb. Przedwczesny pogrzeb. A taki pogłębia smutek, przygnębiające doznania. Trudne dla nas, ale trudno je porównać ze wstrząsem dla Natalii, Aleksandry, Dawida. Możemy pocieszać, umacniać, ale cała trójka będzie musiała przeżyć ten dramat sama, do końca, do dna. A z tego dna każdego w swoim czasie pomogą się wydostać przyjaciele. W podarowanym mi tomiku wierszy swojego autorstwa „Póki trwam” 2009 Aleksandra wpisała mi następującą dedykację: „Przyjaciele są jak anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały, jak latać”. Natalii, Dawidowi i Oli tacy anielscy przyjaciele są teraz potrzebni i z pewnością swoje anielskie powinności spełnią.

Olek z pochodzenia był poznańskim „pyrą”, ale całe dorosłe, aktywne życie zawodowe i społeczne oddał Ziemi Dolnośląskiej. Na świat przyszedł 7 maja 1964 r. w Janowie, w powiecie jarocińskim. Na ziemi wielkopolskiej rozpoczął i ukończył edukację na szczeblu podstawowym, licealnym oraz wyższym.  Na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu uzyskuje magisterium z fizyki. Po studiach przeniósł się do Złotoryi i pierwszą pracę podjął w Szkole Podstawowej Nr 1, a po dwóch latach w Liceum Ogólnokształcącym. Ze związku małżeńskiego z Bożeną Palmowską narodziła się córka Natalia. Po 23 latach ze związku z Aleksandrą Klimaszewską urodził się syn Dawid.

Nauczyciel, który się nie dokształca, nie odświeża i nie uzupełnia swojej wiedzy, nie podoła zadaniom współczesnej szkoły. Aleksander czynił to permanentnie. Obok wielu innych ukończył studia podyplomowe z informatyki. Lecz akurat ta decyzja nie wyszła na korzyść szkole, ponieważ zachęcany warunkami finansowymi - nie zrywając całkowicie z oświatą – podjął na 8 lat pracę w banku (1995). Powrócił jednak w „koleiny edukacyjnej drogi” i do pracy w LO (2003). Rozległa wiedza merytoryczna i nabyte umiejętności pracy z zespołami ludzkimi spowodowały, że w roku 2006 powierzono mu stanowisko wicedyrektora LO, które sprawował przez 12 lat. Sprawom zawodowym poświęcał dnie i noce. Ale w pracy pedagogicznej istotne jest nie tyle czas pracy, ile efekty, które przynoszą otwartość, przystępność, klarowność wykładu nauczyciela. Właśnie na-u-czy-cie-la, a nie Pana Profesora, do którego „bez kija nie przystąp”. Olkowi nie sprawiało satysfakcji i przyjemności drżenie ze strachu przed nim rąk ucznia. Wybrzmiało to jednoznacznie i uczciwie w homilii pożegnalnej: szli do niego jak do przyjaciela, który nie będzie drwił, lecz poradzi, wyjaśni, wspólnie się zasmuci i poszuka rozwiązania. Dlatego stałem w kościele nie w gronie obojętnych, lecz w sposób widoczny zasmuconych wręcz skonsternowanych uczniów.

Był ścisłowcem, ale z humanistycznym podejściem do człowieka i otaczającego świata. Stąpał po ziemi, lecz często z głową w gwiazdach – sam widziałem, że poza obowiązkami umawiał się z grupami uczniów na seanse astronomiczne; „Per aspera ad astra”. Ścisłe umysły łatwiej podobno „przyswajają” muzykę; u Olka potwierdziło się to znakomicie. Natura obdarzyła Go ponadprzeciętnie dobrym głosem, który przez wiele lat doskonale współbrzmiał z głosami chórzystów „Bacalarusa”, a także w partiach solowych.

Aleksander Pecyna był jednym z czterech moich następców na społecznej funkcji prezesa TMZZ.  Przyjął ją w niełatwej dla siebie sytuacji (2013), będąc jednocześnie wicedyrektorem LO. Sprostał zadaniu. On na własnym sprzęcie i w swoim mieszkaniu złożył pierwszy folder - przewodnik na temat Ścieżki św. Jadwigi. Wszystkie standardowe działania stowarzyszenie (nie licząc normalnych) były bez zarzutu realizowane: Dni Regionalisty, plebiscyt na Człowieka Ziemi Złotoryjskiej, Europejskie Dni Dziedzictwa, kontynuacja redagowania ,,Echa Złotoryi”, rajdy Jadwiżańskie, doszła nowa nazwa Skweru Siedmiu Mieszczan, bo bez ksenofobii podchodził do dziedzictwa Goldbergów i kontaktów z nimi, ponieważ wiedział, ile Złotoryi oraz TMZZ pomagali. Musiał też jako - szef TMZZ – stawiać czoła kolejnym zakusom niektórych inwestycji miejskich i powiatowych, aby wywłaszczyć nas z naszych pomieszczeń. Jego ślady w przestrzeni oraz w samym obiekcie zobaczymy już po wejściu na schody w formie elektronicznej rejestracji. Także wewnętrzne urządzenia tego typu „podporządkował” sobie, a przede wszystkim stronę internetową stowarzyszenia. Mój SMS: „Aleksander, coś Ci wysłałem – zrób coś z tym”. I wkrótce odpowiedź: „Już jest, możecie zobaczyć”. Wielokrotnie miał też cenne uwagi redakcyjne dla przepisujących tekst. Już tego nie będzie; nie znamy teraz aktualnego e-maila ani numeru komórki Olka…. Kto Go zastąpi?

Osobę na stanowisku kierowniczym musi cechować tzw. kultura urzędowania; musimy znać nie tylko stanowisko i funkcję, lecz także widzieć i słyszeć tę funkcję w geście i słowie. Aleksander to potrafił i umiał. Posłużę się sobą, żeby nie „tykać” innych. Jako emerytowany zwierzchnik oświaty miałem emeryturę sporo niższą, niż większość szeregowych nauczycieli – dorabiałem więc, gdzie się dało i zatrudniłem się jako stróż nocny w fabryce Siepera. Dyrekcji LO żal się chyba zrobiło i dzwonił do mnie Olek: Pracujesz jako stróż, a ja mam cię o coś zapytać, ale nie wiem, jak zacząć?” Od początku – mówię. , Jak wiesz w oświacie zawsze biednie, etatu pedagogicznego też nie mamy, ale gdybyś się nie obraził, to jakaś połówka administracyjno-pomocnicza byłaby możliwa…. Czy to ci się opłaca”. (Zarabiałem 5 zł/godz. Minus podatek = 3,50 zł/godz., czyli ok. 500 zł/miesięcznie. Nawet gdyby LO mogłoby zaproponować jeszcze mniej, to przyjąłbym tę propozycję, ponieważ była i jest to „moja” szkoła – najbardziej „moja” ze wszystkich „moich” szkół.

Błyskawiczne CV Aleksandra Pecyny.

Kiedy Olek przychodził na świat (1964), ja obroniłem magisterium. Kiedy rozpoczynał pracę w Złotoryi (1987), ja jako inspektor oświaty byłem jego zwierzchnikiem. A kiedy kończyłem pracę w oświacie, on był moim szefem.   10 stycznia 2021r. Aleksander w imieniu LO składał mi życzenia z okazji            80 urodzin, a za tydzień Olek odszedł od nas do Pana (w to wierzymy), a ja starszy od Niego o całe pokolenie odprowadzałem Go na miejsce wiecznego spoczynku (23 I 2021 r.). Takiego porządku naszego świata swoim umysłem tego nie ogarniam. W ,,Chłopach” matka Jagienki tak powie: Są takie rzeczy na świeci, co ich człowiekowi rozum nie obejmie,”.

Aleksander Pecyna – Olek, że swoim jasnym i otwartym umysłem, rozległą wiedzą i umiejętnością jej przekazywania, wychowawczą przystępnością, wartościową działalnością społeczną znalazł poczesne miejsce w szeregu najlepszych belfrów złotoryjskiego ,,ogólniaka”, Powstał panegiryk Tak może się wydawać tylko tym, którzy lubią, wręcz kochają wprost grzebać w ludzkich życiorysach, wyszukiwać błędy i potknięcia. Rozsądzać je, osądzać i rozgrzeszać, bo to w ich mniemaniu, ich samych czyni lepszymi. Ale akurat to zostawiamy Najwyższemu, który ewentualnie powoła na świadków Bożenę i Aleksandrę, Natalię i Dawida.

A Aleksander niechaj żyje życiem wiecznym, spoczywa w pokoju. My zaś powtórzmy słowa, modlitewnej pieśni, którą „Bacalarus”, a On z nim wielokrotnie śpiewał: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie…. Amen”.

Olek! będziemy o Tobie pamiętać!

W imieniu nauczycieli, członków TMZZ
oraz chórzystów, którzy mogliby podpisać
się pod tekstem tego wspomnienia

Alfred Michler
23 I 2021