21 XII 1936 – 25 X 2020

„Życie się żyło” – twierdził Jan Kropiwnicki. Trochę z niego „obieżyświat”, ale twierdził, że zawsze uważał się za złotoryjanina, a Złotoryję za swoje „zastępcze” miasto rodzinne. Przyjechał do niej w 1947 roku, jako uczeń III klasy Szkoły Podstawowej (to obecna SP nr 1). Potem było LO, którego był jednym z zaledwie kilkunastu pierwszych absolwentów w 1955 roku. Później Studium Nauczycielskie we Wrocławiu i pierwsza praca w Legnicy.

Do Złotoryi wrócił w 1965 roku, aby uczyć języka polskiego w „tysiąclatce” (SP nr 3). Zaledwie po roku pracy w tej szkole został powołany na stanowisko dyrektora Liceum Ogólnokształcącego dla Pracujących, istniejącego dopiero drugi rok. „W spadku po poprzedniku przejąłem kilka książek i trzy proste pomoce naukowe. Lista „bogactwa” szkoły nie przekraczała nawet dziesięciu pozycji”.
Wtedy jeszcze studiował zaocznie na WSP w Opolu, którą ukończył w 1967 roku. Miał ambicję stworzenia „prawdziwej” szkoły tętniącej życiem, a nie tylko miejsca do którego przychodzą „po świadectwo” dorośli spracowani, obarczeni obowiązkami rodzinnymi i służbowymi ludzie. Większość z nich była sporo starsza od niego i pozostałych nauczycieli.
W tej szkole był jedynym nauczycielem etatowym, wszyscy pozostali pracowali w niej dodatkowo. Mimo to udało mu się stworzyć „wspaniały zespół pedagogiczny”. Był wymagającym szefem i nauczycielem. Nie wszyscy nauczyciele byli gotowi dawać z siebie wszystko w szkole, w której „tylko” dorabiali do marnych pensji.
W pierwszym okresie dochodziło więc do pewnych zmian, ale - jak mówił - „najlepsi zostali”. Do końca przyjaźnił się i był w kontakcie z niektórymi z nich, między innymi z autorem.
Również wielu uczniów określa jako wspaniałych. Uczyli się nie gorzej od „młodzieżówki”, udzielali się w pracy dla szkoły, uczestniczyli czynnie w organizacji pracowni przedmiotowych i życiu kulturalnym placówki. Brali udział w konkursach recytatorskich, wieczornicach.
Do jego wyobrażenia „normalnej szkoły”- oprócz nauki oczywiście - należał jej rozwój materialny oraz rozwój kulturalny uczniów. To pierwsze zadanie realizował od samego początku swojej pracy. Zaczął od podstaw organizować bibliotekę szkolną, zdobywając na ten cel środki z różnych źródeł. Mógł z czystym sumieniem i żelazną konsekwencją egzekwować czytanie lektur.
Jako pierwsi w Złotoryi, a zapewne nie tylko, Jan Kropiwnicki i autor, prowadzili badania ankietowe naszych uczniów, aby lepiej poznać ich problemy.
Potem przyszła kolej na modernizacje pracowni: języka polskiego, biologii, geografii, chemii, historii, języka rosyjskiego, matematyki. Musiał się nieźle natrudzić, aby zdobywać środki na realizację swoich „fanaberii”.
Większość pracowni powstała według projektów uczniów, a niektóre uznano za najlepsze na Dolnym Śląsku.
To była wielka praca. Musiał się „przekwalifikować” na elektryka, stolarza, budowlańca, finansistę… Pytano go nawet, „czy zmienił pracę i zatrudnił się w firmie budowlanej”.
Program kulturalny wymagał o wiele więcej żmudnej pracy z jego strony. W porozumieniu z Powiatowym Domem Kultury uczniowie zaczęli uczęszczać na koncerty umuzykalniające - najpierw w sali PDK; potem koncerty odbywały się już w auli szkolnej. Zaczął sprowadzać do szkoły teatry; przyjeżdżały zespoły z Wałbrzycha i Jeleniej Góry. Zaprosił do szkoły swojego przyjaciela z ławy szkolnej, Waldemara Karsta, pierwszego tancerza w Operze Wrocławskiej, który przyjechał z Rutą Syldorf, primabaleriną tejże opery, aby spotkać się z uczniami i pokazać, jak ciężko ćwiczą tancerze. Dla uczniów był to niemały szok. Wyjeżdżali do teatrów wrocławskich - Polskiego i Współczesnego oraz do Opery Wrocławskiej. Byli nawet na przedstawieniu Teatru Laboratorium Grotowskiego. Odbywali spotkania z aktorami, zwiedzali kulisy Teatru Polskiego i Opery, obserwowali próby tancerzy.
Wszystko to razem pozostawiło w świadomości uczniów tej (i takiej) szkoły na zawsze wrażliwość na literaturę i sztukę, osobiste zapotrzebowanie na nie i ich rozumienie. Miał pełną świadomość, że wiedza szkolna ulatuje, natomiast to, co uczniowie widzieli i w czym brali udział - pozostanie jako trwała wartość „pozaprogramowa”.
Nie wiadomo, czy uczniowie byli w pełni świadomi, że są „kulturalnie manipulowani”. Obserwował, jak rozwijali się z każdym wysłuchanym koncertem, z każdą obejrzaną sztuką, z każdą operą czy baletem. Po spektaklach zadawał nieraz prace domowe na temat przeżytych przez nich emocji. Niektóre wypracowania były wręcz wspaniałe. Mógł być i był dumny ze swoich uczniów. Kilku uczniów bez kłopotów ukończyło studia wyższe. Był to okres w historii tej szkoły, kiedy piszący te słowa na zajęcia z „seniorami” udawał się nieraz z większą ochotą, niż do niektórych klas dziennych.
Gdy przekazywał szkołę następczyni, trwało to parę godzin, a lista przekazywanych dóbr materialnych liczyła wiele stron maszynopisu.
Po kilku latach dyrektorowania awansował na stanowisko inspektora szkolnego, najpierw w Jaworze, potem w Lwówku Śląskim. Po reorganizacji administracji państwowej w 1975 roku został starszym wizytatorem w Kuratorium Oświaty i Wychowania w Jeleniej Górze. Zatęsknił do szkoły. Objął wakujące stanowisko dyrektora LO w Kamiennej Górze. Ponieważ w następnym roku otrzymał mieszkanie spółdzielcze w Jeleniej Górze - wrócił do pracy w KOiW, a potem do Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego. Obronił doktorat (z pedagogiki), ukończył studia podyplomowe z technologii kształcenia w UAM w Poznaniu.
Po przejściu na wcześniejszą emeryturę założył Wydawnictwo Nauczycielskie w Jeleniej Górze i prowadził je przez kilka lat, aż do 2004 roku; w 2002 roku wydał m.in. publikację TMZZ. Stworzył trzy ogólnopolskie czasopisma: „Dyrektor Szkoły”, „Nowe w Szkole” i „Kierowanie Szkołą”, które zdobyły sobie dużą renomę. Do współpracy pozyskał ponad 800 autorów. Pomysłodawca Ogólnopolskiego Konkursu Gazetek Szkolnych „Forum Pismaków”; inicjator i organizator dwóch ogólnopolskich stowarzyszeń nauczycielskich, w tym Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Twórczych.
Napisał i zredagował około 20 książek. Opublikował (a zaczął to jeszcze w Złotoryi) kilkaset artykułów w ponad dwudziestu czasopismach i kilka prac zbiorowych.
Ostatnią dekadę życia spędził poza Złotoryją i Dolnym Śląskiem – w Raciborzu na Opolszczyźnie i na Pomorzu w Konikowie, gdzie zmarł. Jednak do Złotoryi powrócił i tu pozostanie już na zawsze. Urnę z Jego prochami złożono na złotoryjskim cmentarzu w grobie Jego matki Józefiny. W dniu pogrzebu pożegnała Go córka Maja słowami, jakie może wypowiedzieć jedynie kochające dziecko.

Cześć Jego pamięci!


 Cmentarz w Złotoryi - grób Matki i Syna

 

W imieniu nauczycieli i uczniów SP-3, LO dla Pracujących w l. 1965-70 oraz członków TMZZ
Alfred Michler